doktor pueblo

napisał o Znikający punkt

W największym skrócie można by powiedzieć, że to coś w rodzaju buddyjskiego Mullholland Drive - film zaczyna się od wypadku i do niego na koniec wraca, trudno natomiast jednoznacznie powiedzieć, co oglądamy pośrodku - może fragmenty rzeczywistości, może snu, może postaci realne, a może duchy? Połączenie wszystkich wątków w spójną historię wydaje się możliwe, choć wymagałoby co najmniej drugiej projekcji, zwłaszcza, że wszystko przesączone jest jeszcze buddyjską filozofią. Film Jakrawala Nilthamronga przypomina trochę dzieła jego tajskich kolegów (Pen-Ek Ratanaruang, Apichatpong Weerasethakul), ale dla mnie nie jest to żaden zarzut, zwłaszcza że podobieństwa są raczej pozorne.