Spring break forever, bitches!

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Niezadowoleni mają rację. "Spring breakers" jest filmem nudnym, płytkim, bezsensownym i słabo zagranym. Idealny zestaw cech, zważywszy, że w założeniu jest obrazem kultury nudnej, płytkiej, bezsensownej i fatalnie granej.


Każdy argument wymierzony w ten film jest właściwie dla niego komplementem. Skoro Korine przystawił krzywe zwierciadło i pokazuje w nim współczesną teledyskową kulturę, to trudno szukać w tym jakiejkolwiek głębi. Ma być głośno i pstrokato i jest głośno i pstrokato. Po cyckach leje się piwo z bongów, kreski ciągną się po rozpalonych brzuchach małolat, koksy i guidos podskakują, prężą muły i eksponują krocza. Muza dudni, lalunie piszczą, spring break forever, bitches!



Można zarzucić Korine'owi, że nie powiedział o tym zjawisku nic specjalnie odkrywczego i głębokiego. Cóż, to chyba dlatego, że w tym nic głębokiego nie ma. Bergman raczej by się nie wykazał. Montując materiał w jeden wielki dudniący teledysk, Korine obnażył pustkę i banalność tej kultury, przesiąkniętej umiłowaniem dla seksu i przemocy. Zdziry ze spluwami wydają się jej idealną manifestacją, nie pierwszą zresztą w historii kina, by wspomnieć choćby o "Faster Pussycat, Kill! Kill!, czy Bikini Bandits.

Swoją drogą, uważam, że wbrew pozorom "Spring breakers" wcale nie jest tak odległy od poprzedniego filmu reżysera "Trash humpers". W obu mamy ścinki (Skrawki?) kultury, nie układające się w żadną spójną historię. Korine jawi się tu trochę jako artystyczny dokumentalista, który wykorzystuje elementy kultury i lepi z jej strzępów oryginalny kolaż, będący swoistym komentarzem do bieżących czasów. Ich oglądanie niekoniecznie musi być przyjemne.

Oglądając ten film zastanawiałem się cały czas, czy to jakiś poważny sygnał alarmowy, czy też historia, która powtarza się, jak świat światem. Młodzi bawią się do upadłego, starym się to nie podoba ("za naszych czasów..."), potem młodzi idą do pracy, starzeją się, żenią, rodzą dzieci, by z niepokojem patrzeć na to, jak spędzają one czas. Czy ta erupcja głupoty, to nie po prostu przywilej młodości? Czy są powody do jakiegokolwiek niepokoju?

"Dzieciaki", film o charakterze zdecydowanie bardziej moralizatorskim, ostrzegał przed AIDS. A przed czym ostrzega "Spring breakers"? Nie wydaje się, by Korine miał w ogóle ochotę zajmować się tym problemem.

Zwiastun:

nic dodać nic ująć, dzięki :)

Obejrzałem w końcu Spring Breakers i w 100% zgadzam się z recenzją Doktora Pueblo. Najgorsze jest jednak to że mi się podobało. Klimat taki między Drive a pornosem.

Dodaj komentarz