Remake - po co to komu?

Data:

Czy istnieją dobre remaki? Czy warto w ogóle tracić czas na ich oglądanie?

Od razu na wstępie zadeklaruję się jako nieszczególny zwolennik remaków. Prawie zawsze, gdy oglądam remake, jestem zawiedziony. Istnieje tu oczywiście istotny problem polegający na tym, że nawet jeśli remake jest równie dobry co oryginał, to to nie wystarczy, bo oglądając drugi raz ten sam film z natury rzeczy oceniamy go niżej, bo niewiele wnosi.

Remaki robi się z 3 powodów (przynajmniej tyle przychodzi mi do głowy):

1. Pierwszy i chyba najczęstszy jest taki, że amerykańska publiczność nie lubi czytać napisów, więc jeśli obcojęzyczny film jest dobry, to przerabia się go na amerykańską wersję. Co prawda nie do końca rozumiem, czemu po prostu nie stosuje się dubbingu, cóż, może chodzi o kwestię zysków z dystrybucji? Przykładami takich remaków są "Vanilla Sky", nakręcony ledwie 4 lata po "Otwórz oczy", czy "Desperado" (amerykańska wersja "El mariachi") i "Funny games US", nakręcone zresztą jeszcze raz przez tych samych reżyserów.

2. Po drugie remaki powstają w celu poprawy efektów specjalnych, które w pierwotnej wersji były bardzo przestarzałe. Tu przykładami są remaki starych filmów sci-fic ("King Kong", "Dzień w którym zatrzymała się ziemia", "Planeta Małp"). Niestety zwykle mimo lepszych efektów okazują się gorsze niż orygyinał. Widać reżyserzy uważają, że "efekty" wszystko załatwią i traktują resztę po macoszemu.

3. Trzeci powód robienia remaków jest najbardziej chlubny - chodzi o nakręcenie nieco innej wersji, poprzez na przykład przeniesienie jej w inne realia, czasy, kulturę. Dobrym przykładem jest "12" Nikity Michałkowa, czyli rosyjska wersja "Dwunastu gniewnych ludzi".

Ale jakoś tak się nieszczęśliwie składa, że niemal wszystkie remaki rozczarowują. Czy to tylko dlatego, że oglądamy drugi raz ten sam film? Czy ktoś zna remaki, które przebijałaby oryginał? Ja się długo zastanawiałem i mam kilka propozycji, które nawet jeśli nie dorównują oryginałowi, to wydają się "coś wnosić". Niewykluczone jednak, że oglądałem je wcześniej niż oryginał i stąd moja względna "sympatia".

Oto propozycje: Siedmiu wspaniałych, Nosferatu wampir, Desperado, Inflitracja.. No jakoś ciężko przychodzi mi wymyślić coś jeszcze, pomożecie?

"Bad Lieutenant: Port of New Orleans" Herzoga to chyba dobry kandydat (mimo że nie widziałem oryginału, nie wierzę żeby był lepszy :P).

Ciekawostką w sprawie remaków jest eksperymentalny "Psycho" Gusa van Santa z 1998 roku, który jest wierną kopią filmu Hitchcocka (zmiażdżoną zresztą przez krytykę), z aktorami wypowiadającymi dokładnie te same kwestie w podobnych aranżacjach. Van Sant zapowiada od dłuższego czasu że nakręci jeszcze jeden remake "Psycho" i tym razem zrobi to dobrze.

Ogólnie na remake'i można spojrzeć podobnie jak na adaptacje prozy czy dramatów. Czemu kręcić jeszcze jedną adaptację Solarisa? Czemu wystawiać kolejny raz Hamleta?

Co w prostej linii prowadzi do pytania: czy "Tron we krwi" Kurosawy lub "Hamlet" Zefirellego to remake? :) Makbeta nakręcił wcześniej choćby Orson Welles, a Hamletów też trochę było.

... Czy "Jądro ciemności" z Timem Rothem i Johnem Malkovichem (1993, wierna adaptacja książki) to remake "Czasu Apokalipsy" (1979)? ;)

No to mam odpowiedź - przenigdy! :)

No nie, chyba mimo wszystko trudno nazwać Czas Apokalipsy adaptacją Jądra ciemności. To jest chyba kategoria: filmy inspirowane...

Ale.. czy chcesz zasugerować, że wspomniana ekranizacja Jądra ciemności jest lepsza niż Czas Apokalipsy??

Oczywiście moja wypowiedź była "tongue-in-cheek", znaczy żartowałem. Nikt na poważnie nie nazwałby Jądra Ciemności '03 remakiem Czasu Apokalipsy '79. Tym bardziej, że są adaptacje powieści Conrada starsze niż Czas Apokalipsy.

Natomiast nie, wg mnie ani książka, ani adaptacja z Rothem i Malkovichem (obu aktorów niesamowicie cenię i lubię) nie dorównuje Czasowi Apokalipsy. Muszę uczciwie przyznać, że widziałem/czytałem w takiej kolejności: CA'79, książka, JC'03. W związku z tym miałem bardzo wygórowane oczekiwania wobec książki, które — jak to u mnie bywa — zepsuły jej odbiór.

Wydaje mi się, że adaptacje ksiażek czy dramatów to w ogóle osobna kategoria, niemożliwa do rozpatrywania w kategorii "remake". Podejście do tekstu pisanego wymaga przełożenia go na język filmu i zawsze można to zrobić od nowa, całkiem inaczej. Kiedy ma się już gotowy scenariusz, można go odświeżyć, dodać to i owo, ale jeśli nie jest się artystą o wielkiej indywidualności, ryzyko bycia wtórnym jest ogromne.

no tak, kluczowy jest punkt odniesienia. Punktem odniesienia dla remaku będzie obraz filmowy, chyba tylko i wyłącznie.

No tak, ale adaptacje mogą być zupełnie różne, tj. mieć zupełnie odmienne scenariusze. Idealnym przykładem jest wymienione przez Ciebie Solaris, gdzie dzieła Tarkowskiego i Soderbergh to zupełnie różne filmy. Różne też zresztą od książki, z której korzystają bardzo luźno.

Pozycje, które są znacznie lepsze od oryginałów to genialny "Człowiek z blizną" i legendarny horror Carpentera "Coś".

Tu zdaje się, że nie tylko nie znam oryginałów, ale nawet nie wiedziałem że istnieją :)

"Sokół maltański" z Bogartem (pierwowzór z 1931 roku), "Gorączka" (remake własnego filmu telewizyjnego), właściwie też chyba nowe "Casino Royale". Dobry (ale czy lepszy to nie wiem) jest też "Sweeney Todd" i "Zapach kobiety". Niezły "Przylądek strachu". Większość tej wyliczanki to grzebanie w bazach, kieruję się punktacją w IMDB.

To będzie trochę poza głównym nurtem może, ale "Battlestar Galactica" to też znakomity remake. :)

Doktorze, ja bym dodał do powodów powstawania remaków (na pewno nie w 100% przypadków) coś tak oczywistego, że aż pominiętego przez Ciebie, czyli chęć zbicia kasy. W przypadku remaku roboty nie ma za wiele więc stosunek nakładu pracy (poza samymi zdjęciami) do potencjalnego zysku jest wielce korzystny.
Zawsze można przekalkować pierwowzór, a to potrafi byle rzemieślnik.

No tak, to zresztą jest w ogóle powód powstania większości filmów. Nie tylko remaków :))

Heh - już myślałem, że nikt o tym nie napisze ;)

Tak a propos remake'ów - czasem po prostu trzeba ;-}}} :

http://filmaster.pl/film/be-kind-rewind/

Jeśli chodzi o "Funny Games US", to powiedziałbym, że w przypadku filmu Hannekego chodzi o coś więcej lub coś innego niż wykonanie beznapisowej wersji dla amerykańskiej publiczności. To również tak trochę element tej całej postmodernistycznej gry, z którą mamy do czynienia w samym "Funny Games"...

Chodziło o to, żeby amerykańska publiczność to obejrzała. Po to też m.in. obsadzono znanych aktorów. Natomiast dla europejskiego widza ta wersja nic nie wnosi, bo niczym (prócz aktorów i języka) się nie różni. Na mnie rzecz jasna dużo większe wrażenie zrobiła wersja pierwsza, m.in. przez tę anonimowość aktorów; ze znanymi hollywoodzkimi to jednak nie to samo, mimo że zarówno Tima Rotha jak i Naoimi Watts lubię.

Ja dodałbym tu film "Bracia" Jima Sheridana - kopię duńskiego filmu Susanne Bier.

Dodaj komentarz