Dwa dni, jedna noc, czyli czy byt określa świadomość

Data:
Ocena recenzenta: 8/10

Dwa dni, jedna noc, najnowszy film braci Dardenne, opowiada historię, którą streścić można w jednym zdaniu: Sandra, młoda matka, której grozi zwolnienie z pracy, ma tytułowe dwa dni i jedną noc na przekonanie ponad połowy kolegów i koleżanek z pracy, żeby zrezygnowali z przysługującej im premii, dzięki czemu zachowa ona posadę. Ale bracia Dardenne przyzwyczaili już widzów do tego, że z prostych historii potrafią wycisnąć więcej niż ktokolwiek inny. Nie inaczej jest tym razem.

Znakiem rozpoznawczym belgijskich twórców jest kino społeczne. Nie jest to jednak kino czysto realistyczne; owszem punktem wyjścia są realne problemy społeczne, są one jednak dla braci punktem wyjścia do szerszej dyskusji, którą najogólniej nazwać można dyskusją nad kondycją człowieka i społeczeństwa. Jeśli zresztą chodzi o realizm, to pewnie niejedno można by Dwu dniom, jednej nocy zarzucić - w szczególności trudno trochę uwierzyć by prawo pracy w Belgii dopuszczało możliwość postawienia pracowników przed dylematem, który jest istotą filmu, czyli koniecznością głosowania, czy wolą otrzymać premię, czy utrzymać stanowisko pracy dla koleżanki*. Ale to nie jest takie ważne, bo zdarzenie to jest dla braci Dardenne jedynie pretekstem do odmalowania "stosunków społeczno-ekonomicznych w rozwiniętych krajach kapitalistycznych".

Ale bez obaw, bracia Dardenne nie zajmują się polityką, zajmują się człowiekiem. Chodząca od domu do domu Sandra spotka na swej drodze różnych ludzi i doświadczy różnych postaw. Prawie każdy z jej rozmówców będzie miał jakąś rację, zresztą sama Sandra świetnie je rozumie, bo 1000 euro premii, w dodatku należnej, to pieniądze, na rezygnację z których wielu po prostu nie stać. Jak sama by się zachowała, gdyby znalazła się na ich miejscu? A jak zachowałbyś / zachowałabyś się Ty? Bracia Dardenne starają się nie oceniać, przypominają jedynie, że ograniczenia ekonomiczne nie warunkują wszystkich decyzji. Jak bardzo zły nie byłby kapitalizm, jest to tylko system, stworzony przez nas i to od nas zależy, jaką postawę wobec drugiego człowieka przyjmiemy.

Nie sposób pisać o tym filmie, nie wspominając o odtwórczyni głównej roli. Tę przyjemność postanowiłem zostawić sobie na koniec. Bracia Dardenne, którzy zwykle stronią w swojej pracy od głośnych nazwisk, tym razem powierzyli główną rolę Marion Cotillard i był to świetny wybór. Marion ma tu do zagrania ciekawą postać: dziewczyny świeżo po depresji, dla której sukcesem wydaje się nie tyle przekonanie kogokolwiek do swojej racji, ile w ogóle podjęcie tej próby. Sandra ma kłopot z wyjściem z domu, łatwo więc zgadnąć, jak wielkim wyzwaniem jest dla niej chodzenie po prośbie od drzwi do drzwi. Marion Cotillard fenomenalnie oddała wszystkie jej rozterki. I choćby dla niej warto wybrać się do kina.

* Aczkolwiek pomysł ten jest podobno inspirowany rzeczywistymi zdarzeniami.

Zwiastun: